Hunter – Imperium backstage
Zawsze podkreślam, że pochodzę ze Szczytna. To urocze miasto i nikt kto je zna nie ma co do tego wątpliwości. To właśnie w Szczytnie wydłubano oczy Jurandowi i to właśnie tutaj znajduje się Wyższa Szkoła Policji. Stąd też pochodził idol naszych rodziców, Krzysztof Klenczon, muzyk znany swego czasu z Czerwonych Gitar. To właśnie tutaj znajduje się jego grób, jego pomniki a na jego cześć odbywają się Dni i Noce Szczytna. Co tu kryć, Szczytno od zawsze było muzykalne, gitarowo muzykalne. Za mojej młodości metalowo punkowo muzykalne.
Na szczęście nie jest tak, że był u nas jeden Klenczon i na nim poprzestało. Dzisiaj, 30 lat po jego śmierci kolejne pokolenia Szczytnian mają kolejnych idoli z których największymi będą na pewno chłopaki z heavy metalowego szczycieńskiego zespołu Hunter. Przynajmniej moimi byli kiedy w liceum jeszcze jako gołowąs chodziłem na każdy Hunterfest, czy zawsze do kaca puszczałem kawałek „Kiedy Umieram”.
Jesienią 2013 roku Hunter wydał kolejną, rok po świetnym Królestwie, płytę Imperium. Nie było mi to na początku po drodze, ponieważ nagrywanie niesamowicie angażuje zespół czasowo i logistycznie. A ja przecież byłem z Drakiem umówiony na zdjęcia! Tak, poznaliśmy się jakiś czas temu z liderem Huntera zupełnie przypadkowo. Podszedł do mnie podczas jednej z moich sesji w szczycieńskim parku, powiedział, że jest moim fanem i chciałby, żebym zrobił mu zdjęcia. Lub odwrotnie to było (tu powinien być śmiech, moja dziewczyna twierdzi, że to suchy żart, ale ja się nie mogłem powstrzymać). Trzasnąłem mu wtedy parę szybkich portretów (jeden z nich poniżej) i wyszły na tyle fajnie, że postanowiliśmy sesję powtórzyć, zrobić coś konkretniejszego. Niestety zaangażowanie Pawła (bo tak Drak ma na imię) w produkcję nowego albumu, sprawiło, że nie mogliśmy zupełnie znaleźć chwili na zrealizowanie naszej sesji. Do czasu jak zadzwonił z pytaniem, czy nie znam jakiejś chętniej do współpracy ubojni. Wtedy stało się jasne, że najnowszą płytę Huntera będę ilustrował ja, poczciwy szczycieński chłopak, zapatrzony w swoich idoli. Boże, gdybyś w ogóle istniał, byłbym ci wdzięczny!
Do albumu zrobiliśmy dwie sesje. Podczas pierwszej serii jechaliśmy (21 września 2013) do Galindii, by zrobić zdjęcie na okładkę płyty. Koncept był prosty – na Królestwie widniała część rzeźby umiejscowionej w Galindii. Na „Imperium”, które stanowi rozwinięcie „Królestwa” widnieje cała rzeźba. Po tym jak oddałem to konkretne zdjęcie, Piotr Kędzierzawski, gitarzysta zespołu, zajął się obróbką graficzną. Świecone parasolką, asystowała mi Wiktoria Szadkowska.
Druga, ta konkretna sesja miała miejsce w ubojni Maradki, gdzie kręcony był teledysk Imperium Uboju, którego realizacją zajęli się chłopaki z Mania Studio. Z ubojnią związana jest zabawna historia, bo po przeszukaniu chyba połowy Polski, zupełnym fartem trafiłem na ubojnię na Mazurach, która należy do pewnego bardzo sympatycznego małżeństwa. Okazało się, że pani Kozłowska pochodzi ze Szczytna i z tego względu darzy zespół wyjątkowym sentymentem. Ponadto ubój nie trwał tutaj przez cały czas, więc mieliśmy dzięki temu szansę wykonania naszego projektu w jeden z tych wolnych dni. Pojechałem ze swoim tatą, jako najlepszym asystentem, 9 października 2013 roku, w jeden z tych ostatnich cieplejszych w tym roku dni. Zdjęcia zaczęliśmy grubo przed południem od sesji grupowych i portretów w rzeźnickich kitlach, w których chłopaki występowali w finale teledysku. Ostatecznie nigdy z nich nie skorzystaliśmy. Stwierdziliśmy, że facet w białym kitlu w sali produkcyjnej kojarzy się bardziej z piekarzem niż rzeźnikiem. A szkoda, bo generalnie wyszły zajebiście. Poniżej jedno obrobione i 3 prewki.
Po serii w kitlach, kiedy chłopaki kręcili swoje sceny do teledysku, zająłem się zdjęciami solowymi każdego z nich. Mając do dyspozycji praktycznie cały teren ubojni nie mieliśmy problemu z dobraniem miejsc, które by pasowały do poszczególnych osób. Na pierwszy ogień poszedł Letki. Jako pierwszy nagrał swoją partię „dyrygenta uboju” i był akurat pod ręką. Zrobiliśmy klasyczne siedzone portrety na schodach, po których wchodził w teledysku. Po nim, w brutalny niestety sposób wyrwałem ze snu Picika i machnęliśmy parę stojących ujęć na tle rzeźnickiej maszynerii. Sajmon z kolei doczekał się innego klimatu, bo jako jedyny miał do czynienia ze słonecznym mocnym światłem kontrowym. Chyba jedną z moich ulubionych fot z tej serii mam właśnie z nim. Kto by pomyślał, że tak świetnie to wyjdzie. Jelonek jak to Jelonek. Wie co ma robić. Konsekwentnie szliśmy w granie minami i w dziwne pozy. Łańcuchy, białe kafelki… poczuł się jak u siebie.
Po Sajmonie przyszła pora na Draka, ponieważ właśnie skończył swoje partie do teledysku. No! Wreszcie miałem go tylko dla siebie! W końcu umawialiśmy się na zdjęcia od prawie roku. Tu poszliśmy hardkorem, bo pozował mi na tle piły do rozczłonkowywania bydła, która swoimi rozmiarami przyprawiała o gęsią skórkę. Zrobiliśmy też parę zdjęć obok olbrzymich tusz, które udostępniła nam ubojnia. Mocny materiał, nie ujmując reszcie oczywiście. W międzyczasie dołączył do nas tamtejszy jamnik, który okazał się być chętny do wyjadania resztek mięsa, które znajdowały się w koszu na odpadki. Zdjęcie jakie Pawłowi z nim zrobiłem ukazało się na paru portalach.
Z Darayem, perkusistą Huntera, pracowałem wtedy drugi już raz. Pierwszy spotkaliśmy się przy okazji edytorialu dla„Magazynu Perkusista”, a w chwili gdy piszę te słowa parę dni dzieli nas od sesji promocyjnej jednego z pierwszych większych bandów Darka, Vesani. Z niej mam nadzieję napisać relację dużo szybciej niż Hunterową. Tu powinienem przeprosić wszystkich, którym na tym wpisie zależało, ale niestety do pisania bloga potrzeba weny i czasu, a tych mi ostatnio zwyczajnie brakuje. Postaram się jednak coś z tym zrobić. Wracając do tematu wpisu, niesamowite wrażenie zrobiło na mnie oglądanie go na żywo w czasie kręcenia materiału. Cóż rzec, Darek za garami to prawdziwy zwierz. Poniżej kręcony ziemniakiem z przyczaja film na którym widać jak gra. A zdjęcia? Bardzo klimatyczne, na tle tunelu którym bydło idzie na rzeź w swoich ostatnich minutach życia…
Jak wyglądało kręcenie samego klipu? Intensywnie. Nie była to łatwa robota szczególnie przez wzgląd na warunki. Nietrudno się domyślić, że w ubojni jest dużo chłodniej niż na zewnątrz. Jest też dużo wilgotniej, bo pomieszczenia są regularnie myte wodą ze szlauchów. Do tego wszechogarniająca woń śmierci. Na pewno nie jest tam szczególnie przyjemnie. Pomijając miejsce, pomysł był taki, że każdy gra swoją kwestię w paru ujęciach. Ekipa odpalała Imperium Uboju, który rozbrzmiewał po hali, a ten, którego była kolej, dawał z siebie przed kamerą wszystko. Tu należy nadmienić, że ten kawałek po prostu musi być puszczany głośno. Mocny riff uzupełniany brutalną perkusją Daraya świetnie współgra z drakowym wrzaskiem i epickim, chóralnym finałem. Dodać do tego zimny, surowy klimat „Domu Śmierci” i człowiek słuchając tego przenosi się do jakby innego świata. Zresztą oglądanie z boku kręcenia finału klipu, w który zaangażowana była ekipa, sprawiało naprawdę, że na ciele pojawiały się ciarki. Drak przekrzykujący sam siebie przy tak bardzo głośno puszczonym utworze, reszta chłopaków w amoku w czasie gdy z nieba padał deszcz krwi… Czegoś takiego się nie zapomina!
Z samej płyty jestem zadowolony. Okładka świeci się w ciemności, książeczka ma ładne fotki, na odwrocie widnieje moje logo a druk jest wysokiej klasy. Kiedy jednak za pierwszym razem wziąłem ją w ręce to serce podeszło mi do gardła. Oczom nie wierzyłem jak bardzo zmienione są zdjęcia, które zrobiliśmy! Drak z prostymi włosami? NO NIE! Po chwili jednak odetchnąłem, bo zorientowałem się, że fotomontaże są zabawą z wizerunkami muzyków. I tak Drak wymieszany został z Darayem tworząc Drakaya a Picik z Letkim tworząc Lecika. Całkiem to śmieszne i utrzymane w konwencji zespołu. Bardzo fajnie, że bawią się swoim wizerunkiem i potrafią podejść do siebie z dystansem.
Muzycznie płyta mnie nie zawiodła. Nie rozwodząc się nad nią, bo nie o niej jest tekst, uważam, że to solidny kawał dobrej roboty. Zresztą Hunter od zawsze słynął z tego, że wydaje rzadko, ale konkretnie. Tym razem było szybko, ale dali radę. Dla takich kawałków jak opisywane tu Imperium Uboju, Imperium Strachu czy epickie Imperium Trujki, warto kupić płytę. Tak, kupić, bo dzięki temu, że kupujemy ich płyty i chodzimy na koncerty mogą pozwolić sobie na robienie muzyki. I tak jest z każdym zespołem, więc gorąco namawiam – jeśli podoba się Wam co robią, odpuście jedną imprezę i zamiast tego kupcie płytę, pójdźcie na koncert. To mój prywatny apel, audycja niesponsorowana.
Jeśli chodzi o sprzęt, to dysponowałem czterema lampami z których do opublikowanych zdjęć użyłem trzech. Setup z wszystkimi był użyty przy kitlach, a tych nie wykorzystywaliśmy. Przy portretach korzystałem z parasolki i reporterskiej uznając, że to mi zupełnie wystarczy. Przy niektórych zdjęciach, np Sajmona czy Daraya sporą rolę odgrywało również światło zastane jako kontra. Ciekawym setupem był ten jaki użyłem w sali z hakami, przy zdjęciach zespołu i portretach. Użyłem parasolki jako lampy głównej od frontu oraz dwóch softów wycelowanych w ściany. Kafelki fajnie odbijały światło i dzięki temu miałem całą grupę dobrze i dosyć równomiernie oświetloną. Przy portretach też zdało to egzamin.
Za body służył mi mój nieoceniony Canon 60D a obiektyw jaki użyłem to Canon 16-35 f2,8 II L. Tutaj serdeczne podziękowania dla Darka Mickiewicza, że mi go użyczył. Chłopie, jesteś wielki!
Zdjęcia, które wykonałem dla zespołu widoczne są pod linkiem TUTAJ. Te, które zrobiłem rejestrując backstage zobaczyć można zobaczyć poniżej: